Rynek narkotyków w Polsce. Eksperci alarmują ws. nastolatków
W reportażu TVN Uwagi opisano, jak łatwo dziś kupić narkotyki w polskich miastach. Eksperci wskazują na rosnącą popularność pochodnych mefedronu i coraz młodszy wiek osób uzależnionych.
W dużych miastach zdobycie narkotyków zajmuje niewiele czasu. Publikujący ogłoszenia w internecie dilerzy odpowiadają błyskawicznie, a transakcje kończą się osobistym odbiorem. Taki model daje poczucie anonimowości, choć ryzyko pozostaje wysokie.
Zdobyć narkotyki jest dużo prościej, nawet bardzo młodym osobom - mówi terapeuta uzależnień Adam Nyk z Monaru dla TVN Uwaga. I dodaje: -Gdybym miał określić wiek inicjacji osób trafiających do poradni Monaru, to jest to 12-13 lat. To jest czas, kiedy zaczynają.
Specjaliści zwracają uwagę na zmieniające się trendy. W latach 90. pojawił się rynek amfetaminy, potem między rokiem 2010, a 2020 były to różnego rodzaju dopalacze, dlatego, że były właściwie legalne.
Weszli do pięciu mieszkań. Odkrycie na dużą skalę w Lubinie
A teraz, oprócz marihuany, która jest ciągle najbardziej popularnym narkotykiem, mamy do czynienia z wielką modą na pochodne mefedronu. Dlatego, że są łatwe do produkcji i przez to robią się łatwo dostępne - mówi biegły sądowy dr Waldemar Krawczyk.
Na zmianę form dystrybucji wpłynęła także pandemia. - Dużym czynnikiem, który spowodował zmianę w trybie dostarczania różnego rodzaju substancji do użytkowników była pandemia Covid-19 - mówi Michał Aleksandrowicz z Centralnego Biura Śledczego Policji.
W rozmowie z dziennikarzami wystąpił diler pośredniczący między producentami i sprzedawcami. - Potrafiłem miesięcznie zarobić po 40-50 tys. zł. Teraz, jak robię to wszystko na spokojnie, to tak z 15, 20, 25 - mówi mężczyzna.
Jak tłumaczy, na rynku najwięcej sprzedaje się mefedronu. Biorą go ludzie, którzy pracują na budowie, zwykli imprezowicze czy biznesmeni. Skalę zjawiska w różnych środowiskach potwierdza praktyk.
Taksówkarz jeździ na mefedronie, lekarz z pogotowia, żeby trzasnąć więcej dyżurów, nauczyciel ze szkoły czy dziennikarz czy ktokolwiek inny, kogo nikt by nie podejrzewał o to, że bierze narkotyki - potwierdza terapeuta uzależnień Adam Nyk.
Tragiczny los Kuby
W materiale przytoczono TVN Uwagi historię Kuby z Lubina, który miał zacząć od leków i ukrywać problem przed rodziną.
Zaczęłam zauważać pewne zmiany w zachowaniu syna. Kuba tłumaczył, że wypił sobie jedno czy dwa piwa, że to alkohol. Ale gdzieś po dwóch czy trzech tygodniach stwierdziłam, że to nie wygląda mi na alkohol. Postanowiłam mu zrobić test z zaskoczenia. I nic tam nie wyszło. Stwierdził, że mu nie ufam, a on nic nie bierze -opowiada pani Małgorzata, matka Kuby.
Kobieta poprosiła siostrę chłopaka o rozmowę. - Przyznał, że bierze …. Powiedział skąd bierze, gdzie jeździ do lekarza, który wypisuje mu te leki. On nie chciał pomocy, chciał leki, więcej leków - przytacza Aleksandra, siostra Kuby.
Po cichu weszłam do jego pokoju. Leżał w totalnie normalnej pozycji, z nogą na kołdrze. Chciałam przeszukać mu pokój, by dowiedzieć się, co bierze. Znalazłam pusty listek - dodaje Aleksandra.
To była morfina o przedłużonym uwalnianiu. Gramatura jednej tabletki to było 200 miligramów. - Nie wiem, kto mu to sprzedał, ale nawet jedna tabletka by go zabiła, od lekarzy wiem, że to śmiertelna dawka, tym bardziej dla osoby, która nigdy wcześniej nie brała morfiny - mówi matka Kuby.
Rodzina opisała przebieg akcji ratunkowej, która nie przyniosła skutku. - Przyjechało pogotowie, podłączyli mu automatyczny defiblyrator. Prosiłam, by go zaintubowali, ale mówili, że nie mogą, bo cały czas leje się z niego jakaś wydzielina. Że chyba wątroba mu się rozpuściła. Odsysali bardzo dużą ilość wydzieliny, podali mu bardzo dużo adrenaliny. Ale nic już nie pomogło - ubolewa kobieta.