Psy zagryzły jej partnera. Przerwała milczenie. "Macie krew na rękach"
Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską. 46-letni mężczyzna został zagryziony przez psy. Mimo starań medyków, zmarł w szpitalu. Jego partnerka nie kryje rozgoryczenia i żalu. - Obwiniam was wszystkich - powiedziała w wywiadzie dla "Kanału Zero".
Do koszmarnego zdarzenia doszło w pobliżu strzelnicy w Zielonej Górze. 12 października psy zagryzły tam 46-letniego pana Marcina. Mężczyzna miał ponad 50 ran szarpanych i gryzionych. Jego życia nie udało się uratować.
"Kanał Zero" opublikował rozmowę z partnerką tragicznie zmarłego mężczyzny. Pani Joanna ujawniła, że krótko przed dramatycznym zdarzeniem była w kontakcie z ukochanym. Do lasu poszedł w trakcie przerwy w pracy - swoją ciężarówkę zostawił na pobliskim MOP-ie. Chciał pozbierać grzyby.
Pisaliśmy ze sobą. Dzwoniliśmy do siebie po kilka razy dziennie, zawsze wiedziałam, gdzie on jest i co robi. Tym razem pisał mi, że idzie do lasu, by zobaczyć, czy są grzyby. Przysłał mi zdjęcia i ja mu odpisałam, ale on już się nie odzywał - zrelacjonowała partnerka 46-latka.
Wszedł na pasy z hulajnogą. Kierowcy nawet się nie zatrzymali
Wskazała również, że jej partner nie bał się psów i uwielbiał zwierzęta. Mówiła też o tym, że lekarze byli wstrząśnięci skalą obrażeń pana Marcina. - Starali się robić wszystko, co tylko możliwe - wyznała.
Z relacji partnerki zagryzionego na śmierć mężczyzny wynika, że długo czekał na pomoc. Takie informacje miała przekazać pani doktor. - Powiedziała, że zadzwonił na 112 i później bardzo długo czekał na pomoc i że był bardzo wyziębiony - że te psy poszarpały całe jego ubranie i on tam leżał praktycznie nagi - kontynuowała.
Lekarka początkowo mówiła też o potrzebie amputacji nogi i krytycznym stanie. Ostatecznie jednak zmaterializował się najczarniejszy scenariusz - zaatakowany mężczyzna zmarł.
"Obwiniam was wszystkich"
Partnerka pana Marcina w materiale wyemitowanym przez "Kanał Zero" stwierdziła, że mieszkańcy "wielokrotnie zgłaszali pani sołtys, że są strzały (ze strzelnicy dop. red.), że psy biegają" - Ona też nic z tym nie zrobiła - oceniła pani Joanna.
Obwiniam was wszystkich o to, co się stało. Obwiniam was wszystkich! Mam nadzieję, że wy wszyscy poniesiecie za to konsekwencje, bo macie krew na rękach, macie krew człowieka, który był kochany, szanowany, który był bardzo dobrym człowiekiem - dodała zrozpaczona partnerka.
Właściciel psów usłyszał zarzut z artykułu 156, paragrafu 3 Kodeksu karnego (jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 5 do 25 lat albo dożywotnio). Mężczyzna nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wnioski dowodowe oraz wyjaśnienia.