Ta sprawa wstrząsnęła Polską. Nowe dokumenty dot. Kamilka
Śmierć 8-letniego Kamilka z Częstochowy wstrząsnęła Polską. Choć chłopiec był pod opieką wielu instytucji, nikt nie zdołał powstrzymać jego dramatu. Nowe dokumenty ujawniają skalę zaniedbań i pytań bez odpowiedzi.
Kamilek przez lata był bity, kopany, poniżany i przypalany papierosami. Sypiał na podłodze, a jego cierpienie trwało od wczesnego dzieciństwa. Proces w sprawie znęcania się i zabójstwa 8-latka właśnie się rozpoczął. Na ławie oskarżonych zasiedli jego ojczym, oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, oraz matka, której zarzucono współudział.
Przed rozpoczęciem procesu prokuratura przeanalizowała działania 18 instytucji, które miały chronić dziecko - od kuratorów, przez policję, po sądy. Postępowanie zakończono umorzeniem, a oficjalnie nie stwierdzono zaniedbań - ujawnia "Uwaga!".
Wszędzie przeprowadzone zostały postępowania, które nie wykazały nieprawidłowości. Czynności są w sposób prawidłowy udokumentowane i wykonane. Mówię o czynnościach sądowych, kuratorskich i policyjnych. Formalnie były prawidłowe. I nie można stawiać zarzutu, że ktoś czegoś nie zrobił, że ktoś czegoś nie dopełnił - tłumaczył w rozmowie z "Uwagą!" prok. Mariusz Marciniak z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostra dyskusja w programie WP. Kropiwnicki musiał się tłumaczyć
W materiale programu TVN podkreślono, że taka decyzja może dziwić. Tym bardziej, że "w jej uzasadnieniu napisano o wielu wyraźnych sygnałach świadczących o przemocy w rodzinie".
Dramat Kamilka z Częstochowy
Pierwsze dramatyczne sygnały pojawiły się, gdy Kamilek miał zaledwie 4 lata - dwukrotnie trafiał do szpitala z ranami głowy. W kolejnych latach kilkukrotnie uciekał z domu, szukając ratunku. Bywał znajdowany nocą, wychudzony, zmarznięty, w nieodpowiednim ubraniu. Na jego ciele było widać ślady przemocy.
W karcie leczenia szpitalnego odnotowywano niepokojące rysunki chłopca, jego opóźnioną mowę, objawy chorób i podejrzenia, że dorastał w środowisku pełnym patologii.
Chłopiec wychowuje się w rodzinie dysfunkcyjnej, nie styka się z pozytywnymi wzorcami dorosłych, którzy nie zabezpieczają chłopcu podstawowych potrzeb biologicznych ani psychicznych. Atmosfera w domu zagraża jego poczuciu bezpieczeństwa. Dom nie zabezpiecza mu potrzeby miłości, ciepła, przynależności i stabilności - podkreślano w karcie leczenia.
Pomoc społeczna i kuratorzy kilkakrotnie wnioskowali o odebranie dzieci rodzicom i umieszczenie ich w rodzinie zastępczej. Sądy jednak konsekwentnie odrzucały te wnioski, ograniczając się wyłącznie do nadzoru kuratora czy współpracy z asystentem rodziny. Nawet złamania, kolejne ucieczki i Niebieska Karta nie przełamały tej decyzji.
Na kilka tygodni przed śmiercią chłopiec miał złamaną rękę. Niedługo potem matka zadzwoniła do szkoły, tłumacząc, że poparzył się gorącą wodą. Dniami zamykano go w pokoju, gdzie powoli gasło jego życie.
Ostatnią szansą dla niego, była wizyta policjanta, który przyszedł 3 kwietnia rano przeprowadzić czynności w związku z Niebieską Kartą, ale nie zauważył konającego chłopca, który prawdopodobnie był w pokoju obok. Po śmierci Kamilka policjant przeszedł na emeryturę, więc postępowanie dyscyplinarne w jego sprawie umorzono - donosi "Uwaga!"
Dziś trwa proces przeciwko rodzicom, a w tle toczą się postępowania dotyczące odpowiedzialności instytucji. Prokuratura swoje śledztwo zakończyła umorzeniem, jednak trafiły już zażalenia do sądu w Kielcach. Pierwsza rozprawa w tej sprawie ma odbyć się jesienią.
Żadna z tych instytucji nie zadziałała na tyle sprawnie, żeby pomóc Kamilkowi. Nikomu nie zaświeciła się czerwona lampka, nikt nie zareagował w odpowiedni sposób. Nikt nie był na tyle wytrwały, że jeżeli zgłaszał coś komuś, by dopilnować, żeby to zgłoszenie trafiło tam, gdzie powinno trafić. Żeby poszły za tym jakieś konkretne działania - mówi w rozmowie z "Uwagą!" Piotr Kucharczyk, prezes fundacji "To Ja – Dziecko" im Kamilka Mrozka.
Kamilek zmarł 8 maja 2023 roku. Informacje o jego dramacie wstrząsnęły Polską.