"Crawly", a właściwie Władysław Olejniczenko, urodził się w Ukrainie i tam chodził do szkoły. Pochodzi jednak z Białorusi, z którą jest związany nie tylko poprzez swoje pochodzenie. Sam o sobie mówił, że chciałby mieszkać w Moskwie lub rosyjskojęzycznym kraju. Mówi też wyłącznie w języku rosyjskim.
W Polsce dał się poznać jako uporczywy patostreamer, który przeszkadza ludziom w pracy. W przebraniu zielonego gnoma uprzykrzał życie pracownikom w warszawskich galeriach handlowych i restauracjach. Tam wchodził za bar, nie chciał opuścić lokalu upomniany przez obsługę.
W ostatnim czasie jego zachowanie jest jeszcze bardziej szokujące. W centrum Warszawy zniszczył wraz z grupą osób - a w zasadzie kibicujących mu dzieci, dla których jest idolem z Tiktoka - dwa samochody, zaatakował też przechodnia gaśnicą, krzyczał i zakłócał porządek jadąc metrem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jego zachowaniem zajęła się już stołeczna policja, która ustaliła, że samochody przywiózł na lawecie. Sprawą zajął się też Rzecznik Praw Dziecka, zaniepokojony obecnością nieletnich podczas "występów" patostreamera. Swoje zachowania Olejniczenko realizuje najczęściej na oczach dużej grupy nieletnich, których zaprasza do "zabawt". Kiedyś wszedł do żeńskiej przebieralni w sklepie, gdy w kabinie była klientka.
"Crawly" przeszkadza ludziom. Czy działa na zlecenie Rosji?
Jak już informowaliśmy w o2, "Crawly" w jednej z transmisji ubliżał Polakom. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie znieważenia i domaga się ukarania Białorusina.
Nasz środek ujawnił, że kilka dni temu podczas publicznej i ogólnie dostępnej transmisji internetowej patostreamer, używając języka rosyjskiego, zaczął znieważać Polaków i naród polski. W ten sposób dopuścił się czynu z art. 257 kodeksu karnego. To przestępstwo zagrożone karą do 3 lat bezwzględnego pozbawienia wolności - informuje OMZRiK.
Po sobotnich wybrykach białoruskiego patostreamera ośrodek składa kolejne zawiadomienie. Tym razem chodzi o art. 255 kk, który "penalizuje publiczne pochwalanie czynów zabronionych".
Nagrał wideo w którym pokazuje, że fajnie jest coś niszczyć i namawia do tego innych - tłumaczą władze Ośrodka swoją reakcję.
Przestępstwo jest zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Według OMZRiK zachowanie 23-latka wpisuje się "w strategię prowadzenia wojny hybrydowej Aleksandra Dugina, ideologa zbrodniczego reżimu putinowskiego", która polega na prowadzeniu różnego rodzaju działań, których celem jest "doprowadzenie do niepokojów społecznych, zaburzenia funkcjonowania państwa i społeczeństwa na każdym poziomie".
Ośrodek przekonuje, że metoda polega również na nagrywaniu i transmitowaniu wybryków przy pomocy mediów społecznościowych. W ten sposób ma wprowadzać nieład społeczny i zakłócać funkcjonowanie organów państwa. Do tego patostreamer zbiera pieniądze na kolejne tego typu działania przez social media.
Jak wiemy, od kiedy Rosja zintensyfikowała działania hybrydowe, popularną metodą stosowaną przez białoruskich i rosyjskich prowokatorów jest zakłócanie spokoju w urzędach, w sklepach, w miejscach publicznych, a następnie nagrywanie tego i transmitowanie przy pomocy mediów społecznościowych. Takie przypadki notowane są niemal w całej Europie, nie tylko w Polsce.
"Crawly" chwali się, że Chińczycy z Tiktoka wypłacili mu ponad pół miliona złotych za pokazywanie nagrań, na których krzywdzi innych ludzi w Polsce. Swoją drogą tych filmów nie zobaczycie w Chinach, bo tam jego filmy są zablokowane, żeby nie pokazywać złych przykładów zachowań małym Chińczykom - czytamy we wpisie OMZRiK.
O sprawę białoruskiego patostreamera zapytaliśmy przedstawicieli Komendy Stołecznej Policji oraz prokuraturę. Nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.