Podczas styczniowego wieczoru w 2010 r. doszło do kłótni między małżonkami w ich domu w Gnieźnie. Mariusz S., były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, w przypływie złości udusił żonę linką. Następnie próbował ukryć zbrodnię, podpalając ciało w ustronnym miejscu.
Mariusz S. włożył ciało żony do bagażnika, po czym pojechał na stację i ruszył za miasto. W ustronnym miejscu porzucił zwłoki w krzakach, oblał benzyną i podpalił. Po wszystkim, z telefonu żony wysłał do siebie wiadomość SMS: "Jestem na imprezie, wracam rano". W ten sposób chciał skierować podejrzenia na kogoś innego.
Śledczy szybko odkryli prawdę dzięki nagraniom z monitoringu ze stacji paliw, gdzie sprawca tankował benzynę do kanistra.
Czytaj także: Przyjeżdżają ze Słowacji. Sypią się mandaty. "Nagminnie"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mariusz S. przyznał się do winy podczas przesłuchań. Proces był jednym z najgłośniejszych w regionie. Prokuratura domagała się 25 lat więzienia, podkreślając okrucieństwo zbrodni.
W trakcie procesu mężczyzna oskarżał żonę o nadużywanie alkoholu i i zaniedbywanie rodziny. Tłumaczył się, że tamtego wieczoru "stracił nad sobą kontrolę". Sąd nie do końca w to uwierzył.
Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał go na 15 lat, uznając brak premedytacji. Wyrok został utrzymany przez sąd apelacyjny.
Jak informuje portal Moje Gniezno, po 15 latach w więzieniu Mariusz S. wyszedł na wolność. W trakcie procesu zapewniał, że po wyjściu na wolność chce odbudować relacje z dziećmi, które wychowuje rodzina Zdzisławy S.
Mimo odbycia kary, Mariusz S. będzie pod nadzorem kuratora sądowego. Ludzie nie kryją obaw w rozmowie z lokalnymi mediami. Czy S. może zrobić komuś krzywdę? Tego dziś nie wiadomo, na pewno morderca ma być pod nadzorem służb.