Mężczyzna podejrzewany o zabójstwo lekarza został w środę doprowadzony do prokuratury, gdzie zostaną mu przedstawione zarzuty. 35-latek we wtorek wtargnął do gabinetu ortopedy w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie i zadał mu ciosy nożem. Mimo natychmiastowej pomocy lekarz zmarł.
Bożek-Michalec powiedziała dziennikarzom, że mężczyźnie na pewno zostanie w pierwszej kolejności postawiony zarzut zabójstwa, a także zarzut "usiłowania naruszenia narządów ciała" pielęgniarki, która znalazła się w gabinecie i próbowała pomóc lekarzowi. Zaznaczyła, że do ataku na pielęgniarkę nie doszło. Zastrzegła, że prokuratura oczekuje jeszcze na wstępną opinię z zakładu medycyny sądowej, co jest istotne dla treści zarzutów - informuje Polska Agencja Prasowa.
Do zabójstwa lekarza Tomasza Soleckiego doszło we wtorek w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Zatrzymany 35-latek, pochodzący z powiatu jędrzejowskiego, miał być niezadowolony z przebiegu leczenia i dlatego zaatakował ortopedę nożem. Dwa lata wcześniej przeszedł operację noża. Miał nachodzić lekarza i grozić mu nożem. Twierdził, że dr Solecki wstrzyknął mu truciznę. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował, że napastnikiem okazał się funkcjonariusz Służby Więziennej zatrudniony w Katowicach. Pracował tam od 2020 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj więcej: Straty na pół miliona. Fałszywy detektyw oszukał 49 osób
Według dotychczasowych ustaleń prokuratury do ataku doszło, gdy lekarz przyjmował pacjentkę. Nagle do jego gabinetu wtargnął mężczyzna, który wyrażał niezadowolenie z przeprowadzonego u niego zabiegu, wymachiwał dokumentacją lekarską, a następnie kilkakrotnie zadał lekarzowi ciosy nożem m.in. w rejon klatki piersiowej. Ranił kończyny górne i dolne. Mimo zaangażowania ponad 20 osób, lekarza nie udało się uratować. Trafił na stół operacyjny, jednak zmarł po ok. dwóch godzinach pozostawiając żonę i 5-letnie dziecko.
Śledztwo ws. zabójstwa ortopedy wszczęła we wtorek Prokuratura Rejonowa Kraków-Podgórze - informuje PAP.
Służba otrzymywała sygnały o zachowaniach tego funkcjonariusza, które powinny były wzbudzić niepokój. Przejrzeliśmy z panem ministrem dokumentację funkcjonariusza i nasz zaniepokojenie budzi sposób, w jaki ta dokumentacja jest przekazywana z jednostki do jednostki - mówiła wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart.