Prokurator Franziska Kacher twierdzi, że Janusz P. wykorzystywał młodą ofiarę, której rozwój umysłowy odpowiada poziomowi dziecka. Śledczy ustalili, że ofiara została skrzywdzona co najmniej trzy razy. Oskarżony miał przedstawiać swoje czyny jako "zabawę".
Do zatrzymania doszło w październiku 2023 roku. Jeden z mieszkańców Monachium zaniepokoił się nietypowym zachowaniem kierowcy - na oknach pojazdu wieszał on koce, wykorzystując do tego spinacze do bielizny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Świadek powiadomił policję. "Bild" donosi, że w sądzie okręgowym w Monachium odczytano zeznania jednego z interweniujących wówczas funkcjonariuszy.
Otworzył drzwi półnagi. Miał opuszczone majtki. Na tylnym siedzeniu znajdowała się kobieta - powiedział.
Śledczy twierdzą, że Janusz P. wykorzystywał każdą okazję, gdy zostawał sam na sam z ofiarą. Miał wyjeżdżać na ustronne parkingi, zaciemniać szyby i zmuszać kobietę do współżycia. Zebrane dowody - w tym m.in. ślady DNA - jednoznacznie obciążają kierowcę.
Oskarżony odmawia składania wyjaśnień. Ostatnio zaś zachowywał się prowokacyjnie - wysunął język i uniósł środkowy palec w kierunku publiczności.
Co grozi Polakowi?
Januszowi P., pod warunkiem przyznania się do winy, grozi kara do 5,5 roku więzienia. Jeżeli nadal będzie milczeć, może dostać surowszy wyrok.
Śledczy przekazali, że ofiara polskiego kierowcy jest w 80 proc. niepełnosprawna umysłowo. Sędzia prowadzący sprawę nie krył oburzenia zachowaniem Janusza P.
Złapano cię z rozpiętymi spodniami i członkiem na wierzchu. Tak się nie jeździ żadnym pojazdem! Jej DNA było wszędzie. Jak się tam znalazło? - pytał sędzia Markus Koppenleitner, cytowany przez "Bild". - Wygląda na to, że areszt daje ci się we znaki. Jesteś już stary. Czy chcesz umrzeć w więzieniu? - dociekał.
Janusz P. nie odpowiadał jednak na jego pytania. Wyrok w tej sprawie ma zapaść w połowie stycznia.