Obezwładnili napastnika w Chorzowie. Bohaterowie zostali wyróżnieni
W Chorzowie doszło do dramatycznej interwencji, w której wychowawca z Domu Dziecka, Przemysław Banaś, zmierzył się z uzbrojonym napastnikiem. Dzięki jego odwadze uniknięto większej tragedii. Ich działania zostały docenione przez Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach.
W Chorzowie doszło do dramatycznego zdarzenia, które mogło zakończyć się jeszcze większą tragedią. 22 sierpnia na ulicy Siemianowickiej 47-letni mężczyzna zaatakował nożem 52-latka. Na szczęście, na miejscu byli świadkowie, którzy nie pozostali obojętni.
Przemysław Banaś, jeden z trzech bohaterskich mieszkańców, obezwładnił napastnika, uniemożliwiając mu dalsze ataki. W tym czasie Dawid Pikuła i Sebastian Wróbel podjęli próbę ratowania życia poszkodowanego. Ich szybka reakcja pozwoliła na zatrzymanie agresora przez policję.
Pomimo natychmiastowej pomocy, zaatakowany mężczyzna zmarł z powodu odniesionych obrażeń. Jednak determinacja i odwaga mieszkańców Chorzowa zasługują na szczególne uznanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielkie wydarzenie w Helu. Przyciąga turystów z całego Polski i innych krajów
Udział świadków w tym zdarzeniu okazał się nieoceniony, a ich odważny czyn nie przeszedł bez echa. Na krążących w sieci filmach widać, z jaką determinacją i skutecznością wykazali się w tym zdarzeniu. Ich zachowanie zasługuje na ogromne uznanie - czytamy na stronie policji.
Komendant Wojewódzki Policji w Katowicach, nadinspektor Mariusz Krzystyniak, osobiście podziękował bohaterom podczas spotkania w siedzibie śląskiej policji. Wyraził wdzięczność za ich obywatelską postawę.
Podczas spotkania podkreślono, że działania mężczyzn są wzorem odpowiedzialności i odwagi. Jak sami przyznali, kierowali się ludzkim odruchem i chęcią niesienia pomocy.
Śledztwo i konsekwencje ataku
Dariusz J., który zaatakował 52-letniego obywatela Ukrainy, usłyszał zarzut zabójstwa. Mężczyzna nie przyznał się do winy, a sąd zdecydował o jego tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące. Chorzowska prokuratura prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności tragedii.
Przemysław Banaś przyznał, że w trakcie interwencji bał się o swoje zdrowie. Mimo to zapobiegł zdecydowanie większej tragedii.
Bałem się, serce waliło mi jak młot, ale postanowiłem go obezwładnić. Ta rurka umożliwiała mi trzymanie go na dystans. Wiedziałem, że jak podejdę zbyt blisko, to mogę skończyć podobnie jak mężczyzna, którego wcześniej zaatakował. Dlatego okładałem go rurką, co raz powtarzałem, by rzucił noż i próbowałem mu go wytrącić z ręki. To było naprawdę duży nóż -powiedział dla "Super Expressu.