Sebastian M. przed mediacjami. Stanie przed rodziną ofiar
Decyzją Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim w październiku rozpoczną się mediacje między Sebastianem M. i rodziną ofiar wypadku na A1. Strony mogą rozmawiać m.in. o ewentualnym odszkodowaniu. Sąd może, ale nie musi uwzględnić wyniku mediacji w czasie ogłaszania wyroku.
Sebastian M. we wrześniu 2025 roku stanął przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim. Proces został odroczony, bo sąd zdecydował, że najpierw odbędą się mediacje między oskarżonym o spowodowanie śmiertelnego wypadku na A1 i rodziną ofiar.
M. jest oskarżony o to, że doprowadził do śmierci czteroosobowej rodziny w wypadku na A1, do którego doszło we wrześniu 2023 roku. Jego BMW miało poruszać się z prędkością ponad 300 km/h.
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 24.09
Kiedy rozpoczną się rozmowy między stronami? Z informacji "Faktu" wynika, że Sebastian M. i jego pełnomocniczka mec. Katarzyna Hebda oraz rodzina ofiar wypadku i mec. Łukasz Kowalski spotkają się 2 października. Mediacje rozpoczną się na wniosek pełnomocniczki oskarżonego.
Dlaczego M. chce mediacji? "Być może to to element strategii obrończej"
Według dr hab. Olgi Sitarz, mediacje mogą być "elementem strategii obrończej". Doświadczona mediatorka uważa, że M. być może chce pokazać w sądzie, że nie jest pozbawiony skruchy i zależy mu na polubownym zakończeniu sprawy. Nie jest jednak pewne, że sąd weźmie pod uwagę wyniki takich rozmów.
Być może mediacja to element strategii obrończej. Ocenie sądu należy pozostawić, czy ta postawa oskarżonego jest autentyczna, czy też skalkulowana na potrzeby procesu i uzyskania łagodniejszego wymiaru kary. Zachowanie oskarżonego w ciągu minionych lat każe się zastanowić nad jego postawą. Sąd nie ma obowiązku zgadzać się na mediacje, jednak w tym przypadku uznał, że mediacja jest zasadna - powiedziała dr hab. Sitarz w rozmowie z "Faktem".
W opinii mediatorki, rodzina mogłaby zyskać wyjaśnienia ze strony M., a także ustalić kwotę odszkodowania i zadośćuczynienia za straty. Z kolei M. będzie miał okazję, aby przeprosić rodzinę ofiar.
Dr hab. Olga Sitarz wskazała również w rozmowie z "Faktem", że Sebastian M. przez mediacje może de facto przyznać się do spowodowania śmiertelnego wypadku. - Trudno będzie przekonywać, że nie jest się sprawcą wypadku - zauważa mediatorka.
Jak zachowywał się M. po wypadku?
Zgodnie z informacjami z aktu oskarżenia, Sebastian M. po wypadku nie udzielił pomocy ofiarom ani nie powiadomił służb ratunkowych. Jego jedynym udokumentowanym działaniem było wykonanie telefonu do ojca. Śledczy, powołując się na zeznania świadka, twierdzą, że jego zachowanie było obojętne, tak jakby "wjechał w kosz na śmieci". Ofiary - rodzice z chłopcem - zginęły w płonącym aucie.
Ponadto M. miał oburzać się, gdy policjanci zatrzymali mu prawo jazdy, a kilka godzin po zdarzeniu zdalnie przywrócił ustawienia fabryczne swojego telefonu, co uniemożliwiło śledczym zabezpieczenie danych.
Po wypadku, Sebastian M. z niejasnych przyczyn nie został zatrzymany na miejscu. Uciekł przez Niemcy i Turcję do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tam został zatrzymany i w maju bieżącego roku wydany Polsce.
Prokuratura Okręgowa w Katowicach, prowadząca śledztwo, dysponuje materiałem dowodowym, w tym opiniami biegłych, które wskazują na nadmierną prędkość jako główną przyczynę wypadku. BMW, którym kierował Sebastian M., zderzyło się z prawidłowo jadącą kią, która następnie uderzyła w bariery energochłonne i stanęła w płomieniach.