Krzysztof P. usłyszał siedem zarzutów dotyczących oszustwa oraz przyjmowania i usiłowania przyjęcia korzyści majątkowych w zamian za przyspieszenie wykonania zabiegów otolaryngologicznych. Prokuratura zarzuciła mu także wprowadzanie rodziców w błąd co do konieczności uiszczenia opłaty za zabieg refundowany przez NFZ.
Sąd uznał lekarza za winnego zarzucanych mu czynów, stwierdzając, że działał w warunkach ciągu przestępstw i że są to tzw. wypadki mniejszej wagi. Wymierzono mu karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na dwa lata próby oraz przepadek uzyskanej korzyści majątkowej.
Ponadto sąd nałożył na oskarżonego grzywnę, obciążył go kosztami sądowymi i zarządził podanie wyroku do publicznej wiadomości poprzez wywieszenie orzeczenia na tablicy ogłoszeń sądu przez 14 dni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oskarżony lekarz skazany
Oskarżony nie kwestionował przyjęcia czy też proponowania rodzicom dzieci tych określonych korzyści. Nazywał to w sposób specyficzny pewnym rodzajem gratyfikacji, co wiązało się z tym, że miał możliwość przyspieszenia terminu zabiegu po uiszczeniu przez rodziców tejże opłaty – powiedziała sędzia Daria Kamińska-Grzelak, cytowana przez PAP.
Dodała, że działania lekarza miały miejsce w krótkim odstępie czasu – na przestrzeni kilku miesięcy – a w większości przypadków zamknęły się na etapie usiłowania, bez faktycznego przekazania korzyści.
Do przyjęcia pieniędzy doszło tylko w dwóch przypadkach, na łączną kwotę 4,5 tys. zł. Sędzia wskazała, że matki, które przekazały pieniądze, częściowo wycofały się z zeznań. "Jedna pani wskazywała, że była przekonana, że płaci za dodatkowy drenaż uszu, natomiast druga pani nie kwestionowała tego, że przekazała te pieniądze, cieszyła się, że do zabiegu doszło szybciej" – zaznaczyła.
Podkreśliła również: "Doświadczenie zawodowe i życiowe wskazuje, że nie przekazujemy lekarzowi pieniędzy w taki sposób, że on otwiera szufladę, tam się wrzuca pieniądze i wychodzi".
Będzie apelacja?
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratorka Edyta Stelmaszak-Gałuszka nie wyklucza złożenia apelacji.
Obrońca oskarżonego, adwokat Paweł Noworolnik, także rozważa odwołanie, argumentując: "Jako obrona twierdzimy, że tutaj z łapownictwem nie mieliśmy do czynienia, mieliśmy ewentualnie do czynienia z oszustwem. Najważniejsze jest to, że ta cała sprawa nie okazała się tak wielka, jaką by ją na początku prokuratura chciała widzieć. Ten przypadek mniejszej wagi pokazuje, że ta sprawa nie była poważna".
Dodał, że sytuacja ta ukazuje problemy związane z funkcjonowaniem służby zdrowia, gdzie prywatne miesza się z publicznym. Podkreślił, że żadne inne dziecko czekające na zabieg nie doznało szkody, ponieważ pacjenci zostali wpisani na zwolnione miejsca w kolejce.