W listopadzie 2021 roku trzech fotoreporterów – Maciej Moskwa, Maciej Nabrdalik i Martin Divisek – udało się na wschodnią granicę Polski, aby dokumentować kryzys migracyjny, który wówczas nasilał się na granicy polsko-białoruskiej.
Ich zadaniem było uchwycenie dramatycznych wydarzeń związanych z napływem migrantów. Zatrzymanie tych dziennikarzy przez polskich żołnierzy na granicy stało się jednak punktem zapalnym w dyskusji o wolności prasy, nadużyciu władzy i ochronie praw człowieka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skuci kajdankami i pozbawieni kurtek, stali na zimnie
Fotoreporterzy, mimo przedstawienia się i wyjaśnienia celu swojej pracy, zostali brutalnie zatrzymani przez żołnierzy. W pobliżu obozu wojskowego, podczas fotografowania jednostki wojskowej – obiektów widocznych z drogi publicznej – dziennikarze zostali otoczeni przez kilku żołnierzy.
Żołnierze nakazali im opuścić pojazd, używając wulgaryzmów i grożąc siłowym wyciągnięciem z samochodu. Po tym, jak dziennikarze wysiedli, zostali zmuszeni do ustawienia się twarzą do ogrodzenia. Przez dłuższy czas byli przetrzymywani bez kurtki i czapek w temperaturze zaledwie 2-3 st. C, skuci kajdankami. Zabrano im sprzęt fotograficzny i przeglądano zawartość aparatów. Cała ta sytuacja trwała ponad godzinę, zanim na miejscu pojawił się patrol policji.
Zatrzymanie dziennikarzy - jest finał sprawy
Zatrzymanie to wywołało liczne kontrowersje, a fotoreporterzy, wspierani przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, postanowili walczyć o swoje prawa i złożyli skargę. W pierwszym etapie sprawy, Sąd Okręgowy przyznał im po 15 tys. zł zadośćuczynienia za bezprawne pozbawienie wolności i sposób traktowania przez żołnierzy. Niemniej jednak, wyrok ten został zaskarżony przez obie strony.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego. Maciej Moskwa w rozmowie z "Presserwisem" wyraził swoje zadowolenie z wyroku, choć podkreślił, że doświadczenie miało ogromne koszty emocjonalne. - Państwo pozostawiło mnie samemu sobie – stwierdził. Zauważył również, że początkowo próbowano zignorować sprawę i zamieść ją pod dywan.