Była 50 m od tragedii w Mannheim. "Pojazd nie zwalniał"
W poniedziałek w niemieckim Mannheim doszło do dramatycznego zdarzenia. 40-letni Alexander S. wjechał rozpędzonym autem w tłum ludzi, raniąc 11 osób i zabijając dwie. Naocznym świadkiem tego dramatu była sama szefowa lokalnej policji, Ulrike Schafer.
Ulrike Schafer w poniedziałek o godzinie 12:14 spacerowała ulicami centrum Mannheim. W pewnym momencie zobaczyła forda pędzącego z ogromną prędkością.
Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Ten pojazd nie zwalniał, mknął prosto w tłum - zrelacjonowała policjantka, cytowana przez "Bild".
Krótko po tym, jak dostrzegła pojazd, uderzył on w pierwsze ofiary, wyrzucając je w powietrze. Dramatyczne sceny rozegrały się około 50 metrów od Schafer.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Awantura w Białym Domu. Nagle go szturchnął. Mowa ciała Trumpa i Zełenskiego
Policjantka od razu zawiadomiła swoich podwładnych.
Pierwsze zgłoszenie na numer alarmowy nie dawało pewności, czy to wypadek, czy celowe działanie. Ja mogłam to od razu wyjaśnić i przekazać dokładne informacje o samochodzie sprawcy, ponieważ nadal kontynuował ucieczkę - dodała Schafer.
Tragedia w Mannheim. Natychmiastowa reakcja Schafer
Dzięki jej natychmiastowej reakcji na miejscu błyskawicznie pojawiło się wielu funkcjonariuszy, którzy razem z ratownikami udzielali pomocy poszkodowanym. Jeden z policjantów próbował reanimować 83-letnią kobietę, niestety bezskutecznie. Starsza pani zmarła na miejscu.
Akcja policjantów była błyskawiczna. Już o 12:26 porzucone auto sprawcy zostało odnalezione. Zaledwie 17 minut później, o 12:43, policjanci zatrzymali podejrzanego.
Podczas obławy Alexander S. włożył sobie do ust pistolet hukowy i oddał strzał. Po tym zdarzeniu znajdował się w stanie krytycznym.