Zaczęło się od tego, że podczas wakacji mężczyzna i jego żona otrzymali SMS od córki z prośbą o kontakt przez nieznany numer, szybko okazało się jednak, że to nie ona wysłała wiadomość.
Była o klasyczna próba wyłudzenia danych, stosowana coraz częściej przez oszustów, podszywających się pod bliskich lub urzędników państwowych czy pracowników banku. Gdy udało się to potwierdzić, małżonkowie od razu zdecydowali się zgłosić sprawę policji.
Mężczyzna o wszystkim opowiedział dziennikarzom na łamach "Gazety Wyborczej". Był przekonany, że telefonicznego oszusta podaje funkcjonariuszom niemalże na tacy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oficer dyżurny nie był nastawiony szczególnie entuzjastycznie, ale przyjął zgłoszenie, odpytał o różne rzeczy. Opisałem całe zdarzenie, podałem numer telefonu, z którego wysłano wiadomość, zostawiłem swoje dane. Poprosiłem też o informacje, jaki będzie efekt sprawy - relacjonuje czytelnik na łamach GW.
Mimo to ze strony policji nikt się nie skontaktował, a gdy mężczyzna ponowił kontakt po kilku miesiącach, dopytując o efekt śledztwa, usłyszał, że musi stawić się na komisariacie osobiście.
Tam powtórnie złożył zeznania, a po kilku tygodniach otrzymał pismo o umorzeniu sprawy bez żadnego uzasadnienia. Jak tłumaczy Piotr Szpiech, rzecznik krakowskiej policji wszystko przez brak PESELU.
Firma telekomunikacyjna przekazała policji dane osoby, do której przypisany był wskazany numer. W wyniku sprawdzenia okazało się, że przekazany przez firmę telekomunikacyjną numer PESEL nie figuruje w policyjnych systemach. Wobec wyczerpania możliwości wykrywczych, w grudniu Prokuratura Rejonowa Kraków Śródmieście-Zachód zatwierdziła wniosek o umorzenie dochodzenia z uwagi na niewykrycie sprawcy - wyjaśnił rzecznik cytowany przez GW.