Tomasz J. i jego towarzysz z Mołdawii zostali zatrzymani do rutynowej kontroli w październiku 2024 r. Funkcjonariusze chcieli sprawdzić podejrzanie wyglądających mężczyzn, którzy przechadzali się po berlińskiej stacji kolei miejskiej Neukölln. J. trzymał w ręku sportową torbę.
Gdy policjanci podeszli do Polaka, ten porzucił torbę i uciekł. Okazało się, że w środku znajdują się materiały wybuchowe i zapalnik. "Bild" podaje, że według ekspertyzy Tomasz J. przygotował prowizoryczną bombę z plastikowej butelki, drutów i 527 g materiały TATP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To nadtlenek acetonu, silnie wybuchowy, organiczny związek chemiczny używany m.in. przez Państwo Islamskie. Pół kilograma ładunku mogło stanowić ogromne niebezpieczeństwo dla pasażerów berlińskich pociągów. W trakcie detonacji przez saperów huk bomby słyszany był z odległości kilkuset metrów.
Polak nie żyje? Tomasz J. mógł się wysadzić
"Bild" wskazuje, że policjantom trudno będzie ustalić, dlaczego Tomasz J. spacerował po berlińskim dworcu z niebezpiecznym pakunkiem. Mężczyzna najprawdopodobniej wysadził się w powietrze.
Służby wskazują, że to właśnie Tomasz J. miał stać za wybuchem, do którego doszło 24 listopada w Lohne (Dolna Saksonia). Prokuratura z Niemiec ujawnia, że ciało mężczyzny znalezionego w jednym z apartamentowców należy najpewniej do Polaka.
Czytaj także: "Bałam się o swoje życie". Była na pokładzie samolotu
Istnieją przesłanki wskazujące, że zmarłym był poszukiwany 34-latek – stwierdziła w piątek berlińska prokuratura.