"On nie jechał, on leciał". To widział świadek przed ucieczką Łukasza Żaka
Proces Łukasza Żaka. W warszawskim sądzie zeznawała 33-letnia Patrycja, jedna z pierwszych osób na miejscu wypadku z 15 września 2024 r. Jej relacja dotyczyła zachowania kierowcy volkswagena i dramatycznej akcji ratunkowej.
Najważniejsze informacje
- 33-letnia świadek opisała pędzący samochód i moment uderzenia na Trasie Łazienkowskiej.
- Na ławie oskarżonych zasiada Łukasz Żak, któremu prokuratura zarzuca m.in. ucieczkę i jazdę po alkoholu.
- Kobieta relacjonowała chaos po zderzeniu i stan poszkodowanych, w tym 4-osobowej rodziny.
Kolejna rozprawa w sprawie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej przyniosła nowe, mocne zeznania. Jak podaje "Super Express", w warszawskim sądzie zeznawała 33-letnia Patrycja, która jechała za białym volkswagenem arteonem. To jedna z pierwszych osób, które ruszyły do rannych tuż po zderzeniu. Opisała moment, w którym auto miało mknąć z ogromną prędkością i uderzyć w forda, w którym była 4-osobowa rodzina.
Na ławie oskarżonych siedzi Łukasz Żak. Sąd zgodził się na publikację jego nazwiska i wizerunku. Oskarżenia obejmują spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, prowadzenie po alkoholu, znaczne przekroczenie prędkości (nawet 228 km/h), nieudzielenie pomocy oraz ucieczkę. Według relacji z procesu, volkswagen uderzył w tył forda focusa. Zginął 37-letni Rafał P., ciężko ranna została jego żona Ewelina P. Obrażenia odniosła także partnerka Żaka, Paulina K.
33-letnia Patrycja zeznawała ws. Łukasza Żaka i wypadku na Trasie Łazienkowskiej
Świadek podkreśliła, że nie zna żadnej z osób z arteona. Opisała, że biały volkswagen minął jej auto i pędził. "Widzieliśmy lecący samochód. On nie jechał, on leciał. To była tak duża prędkość, że to jest nie do opisania. To pędziło" - relacjonowała, cytowana przez "SE". Dodała: "Krzyczeliśmy do kierowcy, by się zatrzymał, wtedy doszło zderzenia. Było bum i walnięcie w barierkę" - mówiła o chwilach tuż przed i po uderzeniu.
Atak zimy w Polsce. Nagrania z Podkarpacia
Świadek ruszyła do rozbitego arteona. Opisała, jak z innym mężczyzną wyciągali ranną kobietę z dymiącego auta. "Jakiś mężczyzna krzyczał, że mamy wyciągać kobietę, bo samochód dymi" - relacjonowała. Dodała, że próbowała podłożyć bluzę pod głowę poszkodowanej: "Wtedy Łukasz Żak wyrwał mi tę bluzę. Był agresywny do wszystkich". Oskarżony zakwestionował te słowa, mówiąc: "Ja miałem połamaną rękę i nogę, pamiętam jak spadam z jakiejś górki i tracę przytomność. Od tamtego momentu nie było mnie na miejscu wypadku".
W pewnym momencie padło pytanie, czy to ranna Paulina mogła kierować. Świadek wykluczyła taki scenariusz. "To niemożliwe, żeby ta kobieta przesiadła się z miejsca kierowcy na pasażerskie. Ona wyglądała masakrycznie. Jej twarz nie miała skóry, byłam pewna, że umrze. Pierwszy raz coś takiego widziałam" - opowiadała. Kobieta wspomniała też o drugiej ofierze w fordzie i reakcji matki: "Potem wzięłam na ręce chłopca z tego drugiego samochodu i odeszłam. Mama tego chłopca strasznie krzyczała, nie chciałam, żeby to widział".