Sołtys był na miejscu po tragedii. "Widziałem to wszystko z daleka"
O tragedii w niewielkiej Łebieńskiej Hucie (woj. pomorskie), gdzie doszło do potrącenia czterech nastolatków, mówi dziś cała Polska. Na miejscu wypadku pojawił się sołtys wsi, Wojciech Wilczewski. - Oni nie byli stąd. Możliwe, że byli w gościnie, może u znajomych - mówi nam o poszkodowanych chłopcach. Kierowca uciekł, ale został zatrzymany.
We wtorek, 7 października ul. Kartuskiej w Łebieńskiej Hucie, na drodze wojewódzkiej nr 224, samochód kierowany przez 33-latka potrącił czterech chłopców. Najmłodszy z nich, 10-latek, zginął na miejscu. Kolejny, 12-latek, stracił nogę. Do szpitala trafili również poszkodowani 13- i 16-latek.
Przyjechałem na to miejsce po wypadku. Była tam policja, prokuratura. Udzielano pomocy. Widziałem to wszystko z daleka, bo nie dopuszczali nikogo. Tam, gdzie doszło do wypadku, jest można powiedzieć "tunelik", gdzie mogła powstać mgła. Widoczność jest niewielka. To prosty odcinek, około 2,5 kilometra. Można się rozpędzić - mówi o miejscu wypadku Wojciech Wilczewski, sołtys Łubieńskiej Huty, w rozmowie z o2.pl .
- Kilka godzin przed tą tragedią przejeżdżałem przez Łebieńską Hutę. Droga wojewódzka nr 224 w tym miejscu to prosty odcinek, na którym bardzo wielu kierowców znacząco przekracza dozwoloną prędkość, nie zwracając uwagi na pieszych - informował lokalny radny Tomasz Boszka.
Lecz jak podkreśla sołtys wsi, rzadko dochodzi w tym miejscu do podobnych zdarzeń. Wilczewski wspomina, że ostatni poważny wypadek miał miejsce około 30 lat temu. Zginął wówczas motocyklista.
Wiadomo, że kierowca odpowiedzialny za wtorkowe zdarzenie uciekł z miejsca wypadku, jednak policja poinformowała, że został schwytany jeszcze tego samego dnia w powiecie kościerskim. Jak podał Onet, 33-latek odmówił badania alkomatem. Pobrano od niego krew do badań. Z kolei Wirtualna Polska informuje, że mężczyzna nie miał ważnych uprawnień do kierowania samochodem. Zabrano je w kwietniu za jazdę pod wpływem alkoholu.
Absurdalny wypadek 19-latki w bmw. Winę zrzuciła na kota
Sołtys o ofiarach. "Nie byli z Łubieńskiej Huty"
Według informacji "Gazety Wyborczej" stan poszkodowanego 12-latka jest ciężki.
Wiem jedynie, że dzieciaki jechały na rowerze, jeden szedł pieszo. Oni nie byli z Łebieńskiej Huty. Możliwe, że byli w gościnie, może u znajomych. Pytałem ludzi, czy coś wiedzą. Podejrzewają, że dzieci przyszły z Pomieczyna, bowiem z tego miejsca jest tam kilometr - mówi Wojciech Wilczewski.
Według ustaleń "Faktu" dwóch chłopców było ze sobą spokrewnionych - byli braćmi. Policja ustala szczegółowe okoliczności tego tragicznego wypadku. Czynności z podejrzewanym zostaną zaplanowane dopiero wtedy, gdy policja zbierze cały materiał dowodowy.