Do zbrodni miało dojść w piątek, 15 listopada w Ixelles, regionie stołecznym Brukseli, stolicy Belgii. Służby otrzymały jednak informację dopiero w sobotę, gdy na policję zadzwoniła osoba z rodziny wyrażająca niepokój o swoich bliskich. Mundurowi udali się na miejsce. W środku mieszkania znajdowały się ciała ofiar. Jak podaje portal sudinfo.be, ofiarami 54-latka były 40-letnia Polka Sylwia, jej roczna córeczka Noemi i 13-letni pasierb podejrzanego - Alex.
Zabójstwo Polki i jej dzieci w Belgii. Jak doszło do zbrodni?
Według belgijskich mediów, Jose P. był agentem nieruchomości. Był zatrudniony u swojego brata, który miał firmę w Szwajcarii, jednak w ostatnich dniach został zwolniony. Otrzymał także nakaz eksmisji z mieszkania. Prawdopodobnie te czynniki wpłynęły na decyzję 54-latka o popełnieniu zbrodni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według portalu hln.be, który powołuje się na relację świadków, w sobotę (16 listopada) około godz. 9:45 rano rozbrzmiały sygnały karetek i policji. To wtedy służby przyjechały na miejsce, by dokonać makabrycznego odkrycia. Jose P. miał zastrzelić swoje ofiary z broni palnej. Pojawiają się także informacje, że 13-letni pasierb został przez niego otruty. Nadal jednak nie ma pewności co do tej wersji wydarzeń. Śledczy czekają na wyniki badań toksykologicznych.
Przypuszczalnie Jose P. chciał popełnić zbrodnię, a po niej się zabić. Portal sudinfo.be donosi, że mężczyzna chciał się otruć tabletkami, a potem przygotował dla siebie sznurek. Był nieprzytomny, dlatego policji szybko udało się go schwytać. Z mężczyzną przeprowadzono już czynności, został zatrzymany. RTL INFO podaje, że w miejscu zbrodni na ścianie widniał napis o treści "przepraszam".
Świadkowie o zbrodni w Belgii
Mieszkańcy są wstrząśnięci tym, co się stało. Ariane, kobieta, która mieszka na tej samej ulicy od 26 lat, mówi w rozmowie z hln.be, że widziała akcję policji z okna.
Jeden z policjantów powiedział mi, że mężczyzna zabił swoją polską żonę. Ale później dowiedziałam się, że zastrzelił też dwoje dzieci. To mną naprawdę wstrząsnęło. Dokąd zmierzamy? To po prostu za wiele! Nigdy wcześniej się to tutaj nie zdarzyło. (...). Często słyszymy o przemocy domowej, ale dlaczego wciągane są w to dzieci? Nie rozumiem, jak ktoś może strzelać do dzieci - opowiada kobieta.
Widziałem wcześniej tę kobietę, ponieważ wynajmowała miejsce parkingowe obok mojego. Raz z nią rozmawiałem. Mijaliśmy się na ulicy, kiedy wracała do domu lub wychodziła do pracy, podobnie jak jej partner. Z tego, co wiedziałem, byli parą z dwójką dzieci. Czasami widywałem ich razem na rowerach latem - wspomniał z kolei Urlich, jeden z okolicznych mieszkańców.
Trwa szczegółowe ustalanie okoliczności tego brutalnego morderstwa.