Chcą zebrać 500 tys. na "zamkniętą" Mirellę. OPS: nie podpisujemy się pod tym
Sąsiedzi i znajomi Mirelli K., która miała być przetrzymywana w swoim domu przez 27 lat, chcą zebrać 500 tys. zł na jej leczenie i funkcjonowanie. OPS w Świętochłowicach nie podpisuje się pod zbiórką. - Dowiedzieliśmy się o niej z przestrzeni publicznej. Nie wiedzieliśmy, że się odbywa - mówi o2.pl dyrektorka ośrodka Monika Szpoczek. Okazuje się, że mogą się znaleźć środki na szpitalne leczenie kobiety.
Sprawa Mirelli K. oburzyła opinię publiczną. Na początku tygodnia w mediach pojawiły się relacje sąsiadów 42-latki, którzy twierdzą, że kobieta była przez 27 lat zamknięta przez swoich rodziców w mieszkaniu.
Z informacji od znajomych, które pojawiły się najpierw w tabloidzie, wynika, że od 15. roku życia pani Mirella nie wychodziła na zewnątrz. Przestała też chodzić do szkoły. Dopiero w lipcu 2025 roku o sprawie dowiedziały się służby. Podjęto też interwencję medyczną wobec Mirelli K. Według służb, sprawa nie jest jednak tak oczywista.
"Pandemia nocnych sklepów" w Warszawie. "Ulubionym zwierzęciem Polaków jest małpka"
Chociaż Prokuratura Rejonowa w Chorzowie wszczęła śledztwo w sprawie znęcania psychicznego i fizycznego, to świętochłowiccy policjanci zaznaczają, że "na razie nie wygląda na to, aby popełniono przestępstwo na szkodę pani Mirelli".
W rozmowie z o2.pl podkom. Anna Hryniak, z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Świętochłowicach wskazała też, że Mirella K. miała ważny dowód osobisty (wbrew wcześniejszym twierdzeniom), a także spełniła obowiązek szkolny.
Mimo wielu wątpliwości znajomi i sąsiedzi Mirelli K. założyli zbiórkę na rzecz kobiety. Chcą zebrać 500 tys. zł. Na co? Celem ma być leczenie i egzystencja 42-latki. Z informacji przekazanych w opisie zbiórki możemy przeczytać, że ze zbiórki mają być pokryte m.in. koszty leczenia zębów kobiety oraz rachunek za leczenie szpitalne. Stan Mirelli K. w lipcu wymagał hospitalizacji.
Prawdopodobnie szpital wystawi rachunek, bo Mirella nie ma nawet ubezpieczenia zdrowotnego. Pokryjemy go również ze środków uzyskanych ze zbiórki - napisała inicjatorka akcji.
Jak udało nam się ustalić, rzeczywiście Mirella K. nie miała ważnego ubezpieczenia w lipcu 2025 roku. Jednak - według informacji przekazanych przez Ośrodek Pomocy Społecznej w Świętochłowicach - prywatne środki nie są konieczne, aby opłacać jej leczenie szpitalne.
Zajmujemy się wszystkimi kwestiami formalnymi. Nadal nie wiadomo, jaki będzie koszt leczenia. Jesteśmy w stałym kontakcie ze służbami medycznymi, szpitalem. Z Ustawy o pomocy społecznej wynika, że jeżeli osoba potrzebująca jest nieubezpieczona, istnieje możliwość wydania decyzji o jej ubezpieczeniu. Cały czas działamy, żeby zabezpieczyć rodzinę pod tym kątem - tłumaczy o2.pl Monika Szpoczek, dyrektorka Ośrodka Pomocy Społecznej w Świętochłowicach.
Pracownicy OPS wskazują, że zbiórka nie była przez nich autoryzowana. Nikt z sąsiadów czy znajomych nie kontaktował się też z urzędnikami w celu jej autoryzacji albo nagłośnienia. Z informacji przekazanych o2.pl wynika, że pracownicy świętochłowickiego OPS dowiedzieli się o niej z mediów.
Zbiórka nie była zakładana przez pracowników MOPS. Dowiedzieliśmy się o niej z przestrzeni publicznej. Nie wiedzieliśmy, że zbiórka się odbywa. Nie podpisujemy się pod zbiórką. Żaden z naszych pracowników nie był jej inicjatorem ani nie prosił o tę zbiórkę - zaznacza dyrektorka OPS ze Świętochłowic.
Pracownicy OPS wskazują, że ewentualne zbiórki na rzecz podopiecznych "organizowane są przez uprawnione do tego fundacje". W tym przypadku zbiórka jest oddolną inicjatywą osób prywatnych. Próbowaliśmy skontaktować się z inicjatorką zbiórki. Do momentu publikacji tekstu, nie odpowiedziała na nasze pytania.
Wiadomo, że Mirella K. wróciła po powrocie ze szpitala do swoich rodziców. Według pracowników OPS zrobiła to dobrowolnie. Kobieta nie jest ubezwłasnowolniona.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl