Półtora roku temu w Puszczykowie doszło do makabrycznej zbrodni, która wstrząsnęła opinią publiczną. Serhij T., oskarżony o zamordowanie swojej żony i dwóch córek, przez kilka dni ukrywał ich ciała w jednym z pokojów. Pasierbowi tłumaczył, że jego matka i siostry trafiły do szpitala z powodu COVID-19, starając się ukryć prawdę.
Jak informuje poznańska "Gazeta Wyborcza", gdy matka Julii, jego zamordowanej żony, zapowiedziała przyjazd z Ukrainy, mężczyzna załamał się i w rozmowie z ochroniarzem galerii handlowej przyznał się do popełnionej zbrodni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas ostatniej rozprawy Serhij T. odwołał swoje wcześniejsze przyznanie się do winy. Próbował przekonać sąd, że jego rodzinę zamordowali nieznani sprawcy, a on sam miał słyszeć kroki i widzieć tajemnicze postacie za oknem. Sugerował nawet, że zbrodnię mógł zlecić jego były pracodawca, starając się odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia.
Okrutna zbrodnia w Puszczykowie
Prokuratura nie ma jednak wątpliwości co do jego winy. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", prokurator Alicja Śniatecka podkreśliła, że morderstwo miało wyjątkowo brutalny charakter. Podczas mowy końcowej zwróciła uwagę, że czaszka młodszej córki została roztrzaskana tak mocno, że nie udało się jej zrekonstruować.
Śledczy ustalili, że Serhij T. najpierw udusił śpiącą żonę, a następnie brutalnie zamordował swoje córki. Półtorarocznej Marii roztrzaskał czaszkę, a starszą córkę dusił tak długo, aż stracił czucie w dłoniach. Zdaniem prokuratury działał z pełną świadomością i z premedytacją.
Biegli psychiatrzy orzekli, że Serhij T. był w pełni poczytalny w chwili popełnienia zbrodni, co wyklucza jakiekolwiek okoliczności łagodzące. W związku z tym prokuratura żąda dla niego kary dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości warunkowego zwolnienia. Wyrok w tej sprawie ma zapaść 24 marca.