Jak podaje "The Sun", sprawcą wypadku był były pilot RAF, 40-letni Richard John Woods. Mężczyzna postanowił odebrać sobie życie. Dokładnie 15 października ubiegłego roku mężczyzna upił się alkoholem, czterokrotnie przekraczając dopuszczalną dawkę alkoholu we krwi.
Jego niebieska Skoda Fabia, jadąc na południe, zderzyła się z Toyotą Yaris na północnym pasie autostrady M6 w hrabstwie Cumbria. Wodds zginął na miejscu. W jego aucie znaleziono pustą butelkę ginu. Z kolei samochód marki Toyota stanął w płomieniach. Cztery z pięciu osób zginęły. Ofiarami byli 42-letni Polak Jarosław R., jego dwóch synów 15-letni Filip i 7-letni Dominik, a także partnerka mężczyzny, 33-letnia Jade. Cudem ocalał 7-letni Arran, syn zmarłej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były pilot RAF doprowadził do tragedii. Zginął Polak i jego synowie
Woods był porucznikiem lotnictwa, a następnie dowódcą eskadry RAF. Dwukrotnie odbył misję w Afganistanie, trzykrotnie służył w Iraku. Opuścił wojsko w 2019 roku. Po odejściu z RAF pracował dla BAE Systems, stacjonując w RAF Marham w Norfolk jako główny instruktor-pilot kontraktowy. Dochodzenie wykazało, że miewał stany lękowe oraz zmagał się z uzależnieniem od alkoholu, z czym w ostatnim czasie szukał profesjonalnej pomocy.
Powiedział terapeucie o swojej wcześniejszej pracy jako pilot myśliwca: "Zrzucałem bomby. To była po prostu praca". Wiadomo, że dzień przed tragedią Woods brał udział w konferencji w Ribby Hall Village w pobliżu Preston dotyczącej bezpieczeństwa lotniczego.
Następnego dnia na konferencji zasnął i chrapał podczas porannych wykładów - już wtedy było widać, że jest pijany. Na popołudniowej sesji już się nie pojawił. Wodds ruszył w drogę. Świadkowie widzieli styl jego jazdy. - Byliśmy przerażeni tym, co mogło się wydarzyć - powiedział policji jeden ze świadków.
Były pilot RAF zatrzymał się na pasie awaryjnym, po czym nagle zawrócił, jadąc pod prąd przez ponad milę. Jednemu z aut udało się uniknąć kolizji, jednak potem Woods doprowadził do wypadku, z którym zginął on oraz pan Jarosław z bliskimi. - Kierowca Yarisa nie miał czasu na reakcję - przyznali świadkowie. Auto prowadzone przez Polaka przewróciło się na bok i stanęło w płomieniach.
Powiedziałbym, że było to działanie celowe. Gdyby pan Woods przeżył, przedstawiłbym sprawę jako zarzut zabójstwa - przyznał sierżant śledczy Deb Story z policji w hrabstwie Cumbria. Śledczy uznali, że 40-latek doprowadził do katastrofy, popełniając samobójstwo. To jednak nie koniec sprawy, bowiem w kwietniu pochylą się jeszcze nad ustaleniem okoliczności śmierci Jarosława, Filipa, Dominika i Jade.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.