W środę (7 maja) po godz. 18:00 na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego doszło do makabrycznej zbrodni. 22-letni Mieszko R. miał zabić siekierą 53-letnią kobietę - pracownicę UW, zadając jej wiele ciosów.
W sieci pojawiło się makabryczne nagranie ze zdarzenia. Ze względu na brutalny charakter wideo, a także z szacunku do ofiary i jej rodziny nie publikujemy go. Na nagraniu widać zbezczeszczone zwłoki, krew, a także zatrzymywanego 22-latka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z nieoficjalnych informacji, które udało nam się pozyskać, wynikało, że śledczy jeszcze we wtorek rozważali wszczęcie postępowania przeciwko autorowi nagrania. Chodzi o art. 241 Kodeksu karnego, czyli ujawnienie materiału dowodowego.
Prok. Piotr Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie wskazuje teraz, że postępowanie w tym kierunku jest mało prawdopodobne.
Nie jest to film, który wypłynął z materiału dowodowego. To nagranie, które przedstawia w nieodpowiedni sposób osobę zmarłą. Tego typu sprawy miały kiedyś miejsce, ale do odpowiedzialności były pociągnięte osoby, które publikowały materiały znajdujące się w aktach. Tu najpierw pojawiło się nagranie, a dopiero później wszczęto postępowanie - mówi prok. Skiba w rozmowie z o2.pl.
Prokurator Skiba wskazuje, że autorem nagrania jest obcokrajowiec, a jego tożsamość jest znana policji. Jak słyszymy, "prokuratura nie będzie jednak raczej zajmować się sprawą". Nie oznacza to jednak, że autor filmu nie poniesie konsekwencji swojego czynu.
Autora mogą spotkać konsekwencje cywilnoprawne w związku z naruszeniem dóbr osobistych osób najbliższych dla osoby zmarłej, w związku z jej prawem do kultywowania pamięci po osobie zmarłej. Rodzina może domagać się w związku z tym odszkodowania od osoby, która zrobiła i opublikowała to nagranie - tłumaczy prok. Piotr Skiba.
Czytaj także: Morderstwo na UW. Tak znajoma wspomina ofiarę makabry
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie podkreśla też, że nagrywanie takich zdarzeń to duży problem społeczny.
To jest problem współczesny. Zamiast ratować, wzywać służby, wyjmuje się telefon, aby nagrywać zdarzenie. Tak się niestety dzieje na całym świecie - podkreśla prok. Skiba.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.