Na warszawskiej Woli doszło do tragicznego wypadku. Kierowca busa potrącił 14-latka na oznakowanym przejściu dla pieszych. Pomimo szybkiego wezwania pomocy, chłopiec zmarł w szpitalu.
Mężczyzna nie udzielił pomocy poszkodowanemu i zbiegł po wypadku. Andrzej K. został zatrzymany 5 stycznia. Miał w organizmie dwa promile alkoholu. Ponadto 43-latek posiadał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Świadek o wypadku na Woli
Pani Anna była świadkiem wypadku. Wspomina, że nagle usłyszała huk. - Nie było żadnego innego dźwięku. Żadnego krzyku. Jak się odwróciłam, to zobaczyłam chłopca pod kołami samochodu. Widziałam to wszystko. To przerażające - powiedziała w rozmowie z "Faktem" pani Anna.
Kobieta została przesłuchana przez policję. To właśnie ona, natychmiast ruszyła na pomoc. – Pobiegłam do niego. On nie miał pulsu. Widziałam, że jest źle. Miał straszne obrażenia głównie górnej części ciała, głowy. Dzwoniłam po pogotowie. Szukałam pomocy w pobliskim punkcie medycznym – oznajmiła.
Potrąconego 14-latka reanimował zawodowy żołnierz, który przypadkowo stał się świadkiem wypadku. Jak donosi "Fakt", dzięki jego szybkiej reakcji, udało się przywrócić krążenie. Mimo starań, obrażenia okazały się zbyt poważne. Chłopak zmarł w szpitalu.
Wypadek na Woli. Nie żyje 14-latek
14-letni Maksym, który zginął w tragicznym wypadku, był obywatelem Ukrainy. Najprawdopodobniej wracał z zakupów, niosąc ze sobą siatkę. Pani Anna, wstrząśnięta dramatycznymi wydarzeniami, apeluje o surowe ukaranie sprawcy. Podkreśla, że takie tragedie są nie do przyjęcia i nie powinny się wydarzać.
Tragiczne wydarzenie poruszyło warszawiaków i wywołało szeroką reakcję społeczną. Firma kurierska, która współpracowała z kierowcą, wydała oświadczenie, podkreślając niezależność swoich partnerów serwisowych i zapewnia współpracę z policją. Sprawą zajmuje się prokuratura. Podejrzanemu grozi do 25 lat więzienia.