Wjechał w nastolatków i uciekł. Szok, co mówią o Marcinie R.
Do niewyobrażalnej tragedii doszło w Łebieńskiej Hucie (woj. pomorskie). Kierowca opla wjechał w czterech nastolatków, a następnie uciekł. Jeden z chłopców zmarł, inny stracił nogę. "Fakt" rozmawiał z sąsiadami 33-letniego Marcina R. - To człowiek do rany przyłóż - usłyszeli dziennikarze. Od jego żony usłyszeli tylko cztery słowa.
7 października w godzinach wieczornych doszło do tragicznego wypadku w Łebieńskiej Hucie. Wówczas czterej chłopcy wracali z boiska. Na wojewódzkiej drodze nr 224 wjechał w nich kierowca opla. 10-letni Igor zginął na miejscu, zaś jego 12-letni kolega Ksawery stracił nogę. Dwaj inni nastolatkowie zostali ranni.
Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Później przeprowadzono badanie krwi zatrzymanego, które wykazało, że 33-latek był pod wpływem substancji psychoaktywnych oraz alkoholu (ponad 1,4 promila).
"Fakt" ustalił, że zatrzymany mężczyzna nie powinien wsiadać za kierownicę, bowiem nie miał prawa jazdy. Poza tym pod wpływem alkoholu jeździł nie tylko w Polsce - w Danii, gdzie wyjechał do pracy, został nawet za to skazany.
Wszedł na pasy z hulajnogą. Kierowcy nawet się nie zatrzymali
Dziennikarze tabloidu odwiedzili sąsiadów Marcina R. - mieszka on w powiecie kościerskim, około 60 km od miejsca tragedii. Żona 33-latka przekazała, że "nie będzie niczego komentować".
"Człowiek do rany przyłóż"
Sąsiedzi byli bardziej rozmowni. Zważając na to, że Marcin R. wsiadał za kierownicę m.in. pod wpływem alkoholu, a teraz odpowie za spowodowanie tragicznego wypadku, ich słowa brzmią szokująco. Jeden z mieszkańców ocenił, że "to był człowiek do rany przyłóż".
Cała rodzina zresztą jest spokojna, nigdy nie było awantur w ich mieszkaniu i nigdy nie dochodziło do żadnych incydentów związanych z alkoholem czy narkotykami - dodał.
Sąsiadka 33-latka twierdzi, że "nigdy nie widziała go pijanego". Marcina R. sąsiedzi uznają za miłego, spokojnego i pomocnego.
Moje córki dobrze go znały. [...] Zawsze sprawiał wrażenie dobrego męża i troskliwego ojca. Naprawdę wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało - stwierdziła kolejna rozmówczyni "Faktu".
Żaden z sąsiadów, do których dotarł tabloid, nie przypuszczał, że mężczyzna może mieć jakiekolwiek problemy z alkoholem.
Marcin R. usłyszał już cztery zarzuty, m.in. spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu i środków psychoaktywnych. Od 10 października przebywa w areszcie, gdzie trafił na trzy miesiące. Grozi mu nawet 20 lat więzienia.