W sobotę (29 marca) Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wszczęła śledztwo w sprawie tragicznych wydarzeń, które miały miejsce w Prusicach na Dolnym Śląsku. W piątek 51-letni mężczyzna, będący funkcjonariuszem służby więziennej, oddał strzały z broni palnej w kierunku swojej teściowej oraz dzieci.
Morderstwo w Prusicach
Rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, Karolina Stocka-Mycek, potwierdziła, że w wyniku strzałów zginęła 71-letnia kobieta oraz 5-letnia dziewczynka. 9-letni chłopiec, który doznał ciężkich obrażeń, został przetransportowany do szpitala we Wrocławiu. Na miejscu zdarzenia trwała reanimacja ofiar, a w akcji ratunkowej uczestniczył śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Po oddaniu strzałów mężczyzna próbował popełnić samobójstwo. Obecnie przebywa w szpitalu we Wrocławiu. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie pozbawienia życia dwóch osób oraz usiłowania zabójstwa chłopca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Siemoniak: "To wielka tragedia"
Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Tomasz Siemoniak, podczas wizyty w Wałbrzychu, odniósł się do wydarzeń w Prusicach. Podkreślił, że od początku był informowany o policyjnej interwencji w domu, w którym doszło do tragedii.
Teraz prokuratura będzie wyjaśniać, co tam się wydarzyło, jakie były motywacje tej zbrodni. Do tej sytuacji będzie musiała się też odnieść Służba Więzienna. To wielka tragedia – powiedział minister.
Jak poinformowała wcześniej Wirtualna Polska, ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że para była w trakcie rozwodu, a mężczyzna popełnił zbrodnię tuż po kłótni z małżonką. Miał jej powiedzieć, że "teraz będzie cierpieć". Kobieta była świadkiem makabrycznych wydarzeń. 51-latek posiadał pozwolenie na broń kolekcjonerską i myśliwską.