2,5-letnia Róża nie żyje. "To nie był nieszczęśliwy wypadek"
Nie żyje 2,5-letnia Róża, która z rozległymi poparzeniami trafiła do szpitala w Słupsku. - To nie był nieszczęśliwy wypadek - zaznacza prokuratura. Rodzicom zastępczym dziewczynki grozi dożywotnie więzienie. Reportaż w sprawie śmierci dziecka przygotowała "Uwaga!". Ujawniono w nim, co miało dziać się w domu Różyczki. Wstrząsające są choćby słowa wujka dziewczynki.
2,5-letnia Róża do szpitala w Słupsku trafiła z rozległymi poparzeniami. Krótko później lekarze stwierdzili jej zgon. Opiekunami dziewczynki byli rodzice zastępczy, którzy usłyszeli już zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym. Aktualnie przebywają w areszcie tymczasowym, a grozi im dożywocie.
Według nas nie był to nieszczęśliwy wypadek. Przeprowadzona została sekcja zwłok dziecka i uzyskaliśmy wstępną opinię posekcyjną, z której wynika, iż przyczyną śmierci dziecka była choroba pooparzeniowa, która wystąpiła w następstwie rozległych, głębokich oparzeń 80 procent ciała dziecka - powiedziała w rozmowie z "Uwagą!" Natalia Gawrych z Prokuratury Rejonowej w Słupsku.
Głos w reportażu zabrał m.in. wujek dziewczynki. - Dowiedziałem się, że to nie było tyle poparzenie, a jakby było to ugotowane - powiedział pan Arkadiusz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy Warszawy skomentowali wyniki wyborów
Dziennikarze "Uwagi!" ustalili, że cztery dni przed śmiercią dziewczynki jej rodzice zastępczy mieli szukać w sieci informacji na temat poparzeń. Takie dowody rzekomo zabezpieczyła policja. Prokuratura na razie odmawia komentarza w tej sprawie.
Tak zachowywała się 25-latka
Rodzinę zastępczą tworzyli 25-letnia kobieta i o rok starszy mężczyzna. Osoba, która często bywała w ich domu, opowiedziała "Uwadze!", jak opiekowali się dziećmi.
Potrafiła krzyczeć na dzieci, czasami szarpnąć. Maluchy wyzywane były od "uposiów", czyli niepełnosprawnych, upośledzonych dzieci. Któregoś razu ona ugotowała zupę i wrzątek wylała do miski i karmiła te dzieci, aż poparzyła buzię. Moja bratowa zabrała łyżeczkę i zaczęła sama je karmić - opisała.
Czytaj także: Tuż przed godz. 3:00 wybuchł pożar. Tragedia w Malborku
"Uwaga!" ustaliła, że problemem w rodzinie zastępczej miały być używki - alkohol i narkotyki.
Uzyskano też informację, że Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR) w Słupsku nie miało żadnych uwag do tej rodziny.
Realizowała wszystkie nasze wskazówki. Nie mieliśmy do tej rodziny żadnych zastrzeżeń - oznajmiła Urszula Dąbrowska, dyrektor PCPR w Słupsku.
W PCPR w Słupsku rozpoczął się audyt zarządzony przez starostwo. Ponadto kontrolę prowadzi urząd wojewody pomorskiego.