Relacja pracowników Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Kielcach jest wstrząsająca. 25 grudnia zostali zaatakowani przez dwóch mężczyzn, którzy chcieli odebrać zabranego dzień wcześniej psa. Agresorzy grozili pozbawieniem życia, odebraniem pracy, lżyli, pluli, a w końcu bili. Nawet w obecności policji.
Pies tych panów trafił do schroniska, ponieważ błąkał się po ulicy w Kielcach. Dzień przed wielką awanturą chcieli odebrać swojego zwierzaka, ale było już po godzinach pracy. Poinformowaliśmy, kiedy mogą odebrać psa. Już wtedy nasz pracownik były wyzywany - mówi o2.pl Magdalena Bąk, zastępca kierownika kieleckiego schroniska będąca świadkiem dramatycznych wydarzeń 25 grudnia.
W Boże Narodzenie po przyjeździe mężczyzn od razu zaczęła się awantura. 47 i 21-latek używali wyzwisk i gróźb. Gdy nasza rozmówczyni chciała wezwać policję, jeden z pracowników został uderzony w twarz. - Sytuacja tylko eskalowała. Wyzywali nas, opluli. W końcu włamali się na teren schroniska i wykradli psa. Jeden z mężczyzn wyskoczył jeszcze z auta i brutalnie pobił naszego pracownika - kontynuuje Bąk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brutalne pobicie w schronisku w Kielcach. Są zarzuty dla agresorów
Pracownik stracił przytomność. Zalany krwią trafił do szpitala. Był kopany po głowie. Inny pracownik był duszony, kolejny ma rozbitą wargę i uszkodzenia od uderzeń w okulary. Niemal wszyscy byli szarpani lub bici.
Jakby tego było mało, z auta napastników wydostał się wykradziony pies rasy pitbull. Zaatakował innego pieska, pracownikom udało się uratować znacznie mniejszego zwierzaka w ostatniej chwili. Agresywny pies pogryzł też wolontariuszkę. Pracownicy schroniska zachodzą w głowę, czy napastnicy mieli jakiekolwiek pozwolenie na trzymanie agresywnego czworonoga.
Czytaj więcej: Zarobki? Nawet 14 tys. zł netto. Chcą pracowników z Polski
Po ataku mężczyźni zostali zatrzymani przez policję - to ojciec i syn. Byli trzeźwi, jednak 21-latek był pod wpływem narkotyków.
Mężczyźni zostali doprowadzeni do prokuratury. Jeden z nich ma trzy, drugi dwa zarzuty. Najpoważniejszy to zarzut pobicia, za który grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Prokurator zastosował środki wolnościowe w postaci poręczenia majątkowego, zakazu zbliżania do osób pokrzywdzonych, zakazu opuszczania kraju i dozoru policyjnego - mówi o2.pl Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
- Trudno nam się odnieść do ewentualnych konsekwencji. Jesteśmy pierwszy raz w takiej sytuacji. Dla ważne jest to, by nasze bezpieczeństwo było zachowane i by nikt nie chciał się na nas mścić - dodaje w rozmowie z nami Magdalena Bąk.
Do pracowników schroniska odezwała się m.in. prezydent Kielc Agata Wojda. Zapewniła o pomocy i wsparciu. Nasza rozmówczyni przekonuje, że były to cenne słowa, ponieważ pracownicy nie czują się sami. Sprawa wywołała też ogromne poruszenie w mediach społecznościowych, gdzie nie brakuje propozycji darmowego poprowadzenia sprawy karnej.
Wszyscy nasi pracownicy są w szoku. Jesteśmy przerażeni. Nie sądziliśmy, że spotka nas coś takiego, że ktoś potraktuje nas w tak zły sposób. Pracuję w zawodzie od 2013 roku, często zdarzają się sytuacje konfliktowe, ale czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam - kończy Magdalena Bąk.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.