"Wszyscy piliśmy". Zeznania koleżanki Żaka
W pewnym momencie zauważyłam na prędkościomierzu, że było powyżej 150 km/h. Gdy się ocknęłam, słyszałam Adama, który pytał, czy żyję - mówiła przed sądem Sara S., która jechała z Łukaszem Żakiem autem. W czwartek była jednym ze świadków. Mówiła, co działo się feralnej nocy na Trasie Łazienkowskiej.
Łukasz Żak jest oskarżony o spowodowanie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej. Prowadząc samochód, miał być pod wpływem alkoholu i znacznie przekroczyć dozwoloną prędkość. Szacuje się, że jechał nawet 226 km/h. Proces toczy się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia.
Przyznał się do kierowania pojazdem i przekroczenia prędkości, ale nie do spowodowania wypadku. Łukaszowi Żakowi grozi kara od 5 do 30 lat więzienia. W czwartek na sali sądowej pojawiła się Paulina K., była partnerka Żaka. Występuje ona jako oskarżyciel posiłkowy. W trakcie czwartkowej rozprawy przesłuchiwani byli podróżujący volkswagenem.
To m.in. Sara S., 31-letnia kobieta. Jechała autem z Żakiem, jego dziewczyną Pauliną, swoim chłopakiem Adamem K. oraz Maciejem O. - Wydaje mi się, że wszyscy piliśmy - cytuje słowa Sary S. portal "Nasze Miasto". Kobieta nie potrafiła sprecyzować, ile dokładnie alkoholu wypili jej znajomi. Dodała, że jechali z zawrotną szybkością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opóźniony lub odwołany lot. Ekspert zdradza, co należy zrobić
W pewnym momencie zauważyłam na prędkościomierzu, że było powyżej 150 km/h. W aucie była głośna muzyka. W momencie, gdy doszło do wypadku, oberwałam czymś szklanym w głowę. Gdy się ocknęłam miałam huk w głowie i słyszałam Adama, który pytał: "Sara czy żyjesz?". Drzwi Łukasza i Pauliny były już otwarte, ich nie było w środku. Myślałam, że są już w karetce - cytuje "Nasze Miasto" słowa poszkodowanej.
Sara S. dodała, że z auta pomógł wydostać się jej partner Adam. Następnie mieli wsiąść do auta marki Cupra i odjechać z miejsca zdarzenia, którym kierował Kacper K. - Nie pamiętam, co się działo, miałam rozmazany obraz, kręciło mi się w głowie. Było bardzo dużo dymu - mówiła sądowi.
Podczas rozprawy zeznawał też Adam K. 29-letni mężczyzna twierdził, że nie pamięta, kto pił alkohol, a kto nie. - Byłem pod wpływem alkoholu, wielu rzeczy z przejazdu nie pamiętam. Po uderzeniu miałem pierwszy odruch, żeby wydostać się z pojazdu. Wyciągnąłem Sarę ze środka auta i chciałem zejść z jezdni. Byłem w szoku - opowiadał cytowany przez "Nasze Miasto".
Twierdził również, że chciał zejść z drogi, bo bał się o bezpieczeństwo. - Wsiedliśmy w ten samochód z Sarą i odjechaliśmy. Najpierw mieliśmy jechać do mojej mamy, ale przypomniałem sobie o psie, więc pojechaliśmy na Bielany. Nie pomyślałem o szpitalu, nie myślałem trzeźwo - stwierdził świadek.
Śmiertelny wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Żaka zatrzymano w Niemczech
Do zderzenia na Trasie Łazienkowskiej doszło we wrześniu 2024 roku. Głównym oskarżonym o spowodowaniem śmiertelnego wypadku jest Łukasz Żak. Wynajętym autem gnał po Warszawie z czwórką swoich znajomych. Tuż za nimi mieli poruszać się pozostała piątka, z którymi tego dnia imprezowali w stołecznych klubach.
Wszyscy mieli spożywać alkohol, co prokuratura potwierdziła dzięki zapisom monitoringu w klubach, w których przebywali. W końcu rozpędzony arteon, którym kierował Żak, wjechał w forda, którym jechała 4-osobowa rodzina. Zginął 37-latek, ranna została jego żona prowadząca auto oraz dwójka jego dzieci.
Po wypadku Łukasz Żak zbiegł z miejsca zdarzenia. Po kilku dniach zatrzymano go w niemieckiej Lubece, gdzie zgłosił się do szpitala w wyniku odniesionych ran. Po kilku tygodniach od zatrzymania sprowadzono go do Polski w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Śmiertelny wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Zginął 37-latek
Do zderzenia na Trasie Łazienkowskiej doszło we wrześniu 2024 roku. Głównym oskarżonym o spowodowaniem śmiertelnego wypadku jest Łukasz Żak. Wynajętym autem gnał po Warszawie z czwórką swoich znajomych. Tuż za nimi mieli poruszać się pozostała piątka, z którymi tego dnia imprezowali w stołecznych klubach.
Wszyscy mieli spożywać alkohol, co prokuratura potwierdziła dzięki zapisowi monitoringu. W końcu rozpędzony arteon, którym kierował Żak, wjechał w forda, którym jechała 4-osobowa rodzina. Zginął 37-latek, ranna została jego żona prowadząca auto oraz dwójka jego dzieci.
Po wypadku Łukasz Żak zbiegł z miejsca zdarzenia. Po kilku dniach zatrzymano go w niemieckiej Lubece, gdzie zgłosił się do szpitala w wyniku odniesionych ran. Po kilku tygodniach od zatrzymania sprowadzono go do Polski w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Łukasz Żak zgodnie z wyrokiem z 21 grudnia 2023 r., miał orzeczony zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.