Mieszko R. przy użyciu siekiery miał zaatakować portierkę jednego z budynków Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie zadał również obrażenia interweniującemu strażnikowi. Kobieta poniosła śmierć na miejscu, a mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala.
Prawdopodobnie byłem jedną z pierwszych osób, które to widziały. Wszedłem z budynku wydziału i zobaczyłem strasznie surrealistyczny widok, nierealny - zakrwawiona kobieta leżała pod budynkiem Auditorium Maximum, gdzie mam wykłady. Obok kobiety był pochylony mężczyzna, który uderzał w nią siekierą - powiedział w rozmowie z "Uwagą!" Filip, student UW.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zrelacjonował również, co działo się później. - Zadzwoniłem po 112, a mój kolega pobiegł po strażnika, który niestety ucierpiał. Następnie schowaliśmy się z powrotem do budynku. Przez okno zobaczyłem, że sprawca został obezwładniony przez policję - kontynuował.
Student opisał również zachowanie Mieszka R. bezpośrednio po ataku.
Ten człowiek wyglądał bardzo młodo. Nie stawiał żadnego oporu, wyglądało na to, że był z siebie zadowolony, z tego co zrobił. Nie był w ogóle zestresowany, nie był w szoku - dodał.
Reporterzy "Uwagi!" dotarli też do znajomych podejrzanego.
Był dość wycofany, rozmawiał z niewieloma osobami. Interesował się historią i militariami. Nigdy nie był agresywny względem nikogo, w szkole, jak się znaliśmy - podkreślili.
Mieszko R. usłyszał zarzuty
W czwartek po południu 22-latek został przewieziony do prokuratury. Postawiono mu trzy zarzuty.
Dotyczą one zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, usiłowania zabójstwa pracownika ochrony straży uniwersyteckiej oraz znieważenia zwłok.
Prokuratura twierdzi, że Mieszko R. przyznał się do winy. Tymczasem jego obrońca skomentował, że "to jakaś bzdura". Słowa mecenasa przytacza "Wprost".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.