Mija siedem miesięcy od śmierci Pawła Z. 25-letni strażak z OSP w Białym Dunajcu został pobity, a krótko potem zmarł. Nikt nie został jednak zatrzymany. Rodzina ofiary zarzuca prokuraturze opieszałość w wyjaśnianiu okoliczności tragedii. Śledczy zaś przekazali o2.pl, że czas pracy wynika z konieczności "uzyskania opinii biegłych".
Strażak ochotnik z Białego Dunajca, zmarł po pobiciu, do którego doszło w miejscowej remizie. Choć od jego śmierci minęło siedem miesięcy, śledztwo wciąż trwa, a nikt nie usłyszał zarzutów. Rodzina ujawnia wstrząsające szczegóły tego tragicznego wydarzenia. "My wszyscy tu wiemy, kto Pawła zabił" - usłyszeli dziennikarze od miejscowych.
Śmierć Pawła Ziętkowicza, młodego strażaka z Białego Dunajca, wciąż owiana jest tajemnicą. Jak informuje "Tygodnik Podhalański", mimo dostępnych dowodów, do tej pory nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za brutalne pobicie. Rodzina i bliscy wciąż czekają na sprawiedliwość.
Mija siedem miesięcy od śmierci 25-letniego strażaka z Białego Dunajca. - Nikt nie usłyszał zarzutów, nikt nie jest oskarżony - żali się pani Anna, matka zmarłego. Zapytaliśmy prokuraturę o postępy w sprawie. Śledczy czekają na dodatkowe opinie - usłyszeliśmy.
W sierpniu 2024 roku na terenie remizy w Białym Dunajcu doszło do pobicia 25-letniego strażaka. Paweł zmarł po dziewięciu dniach w szpitalu. "Tygodnik Podhalański" ujawnił nagranie z tego zdarzenia. Widać na nim między innymi, jak ofiara otrzymuje ciosy w głowę.
Na początku sierpnia w Białym Dunajcu doszło do dramatycznego pobicia 25-letniego strażaka. Wydarzenie wstrząsnęło społecznością Podhala. Śledztwo prowadzi zakopiańska prokuratura, która właśnie otrzymała opinię biegłego. Ekspert w rozmowie z Onetem twierdzi, że "mechanizm urazu miał charakter bierny".