24-letni Dorian S. miał zaatakować Lizę w lutym 2024 r. w centrum Warszawy, przy ulicy Żurawiej 47. Po brutalnym gwałcie pozostawił ją na pastwę losu. Odnalazł ją dozorca budynku, kobieta była naga. Liza zmarła po pięciu dniach w szpitalu. Policja szybko zatrzymała sprawcę.
Pogrzeb Lizy odbył się na Cmentarzu Północnym w Warszawie. Ceremonia była pełna symboliki, z białymi kwiatami i muzyką, którą Liza lubiła.
Podczas procesu Dorian S. wyraził skruchę, jednak bliscy Lizy czują, że skupiono się bardziej na sprawcy niż na ofierze.
Mam wrażenie, że w czasie procesu zapomnieliśmy o samej Lizie. Skupiono się głównie na tym, jak czuł się sprawca w momencie gwałtu i morderstwa oraz jaką jest osobą - mówią w rozmowie z "Faktem" znajomi Lizawety z Fundacji Martynka.
Czytaj także: Przyjeżdżają ze Słowacji. Sypią się mandaty. "Nagminnie"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fundacja Martynka, wspierająca uchodźczynie, zaangażowała się w pomoc rodzinie Lizy. Przedstawiciele fundacji złożyli wniosek o udział w rozprawach jako organizacja pozarządowa. Proces był częściowo jawny, media mogły uczestniczyć w zeznaniach świadków, ale nie w przesłuchaniach Doriana S.
Prokuratura domaga się dożywocia dla Doriana S. oraz 200 tys. zł zadośćuczynienia dla bliskich Lizy. Biegli uznali, że sprawca był poczytalny w chwili czynu. Jednak obrońcy sprawcy wnosili o umorzenie postępowania lub łagodniejszą karę.
- Opinie biegłych wydają się być jednoznaczne, wskazują, że sprawca był poczytalny w chwili czynu. Ryzyko dopuszczenia się przez niego podobnego czynu w przyszłości jest bardzo duże - podkreślił po mowie końcowej pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych adwokat Karol Drożdż.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.