Ofiarą nierozważnej jazdy Krzysztofa Z. stał się 37-letni Patrycjusz N., którego mężczyzna potrącił i zostawił konającego w przydrożnym rowie.
Sam sprawca zeznawał, że nie miał nic wspólnego ze śmiercią Patrycjusza N. i że ten był już nieprzytomny, gdy napotkał go na swojej drodze.
Wyjechałem z oświetlonego wiaduktu i go nie zauważyłem. Zatrzymałem się, cofnąłem. Zobaczyłem, że leży człowiek. Był zimny jak lód. Szukałem telefonu, ale go nie znalazłem, wpadł między siedzenia. Spanikowałem — relacjonował śledczym kierowca volkswagena passata, co cytuje "Fakt".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krzysztofa Z. służby szukały przez dwa dni. Markę i model samochodu ustalono dzięki odpryskom lakieru a także rozbitym kierunkowskazie.
Tajemnicza śmierć Patrycjusza N.
Patrycjusz N. miał wracać poboczem drogi ze świątecznego obiadu u cioci. Tego dnia był problem ze znalezieniem taksówki, więc zdecydował się iść pieszo. Wyszedł przed szesnastą. Zdążył przejść około ośmiu kilometrów. Na tej wysokości znaleziono go w rowie.
Patrycjusz pomagał mamie w gospodarstwie. Jego ojciec umarł dwa lata wcześniej. Niestety, bezpośrednia przyczyna śmierci mężczyzny wciąż nie jest znana. Śledczy wycofali część zarzutów wobec Krzysztofa Z. Biegli stwierdzili, że Patrycjusz N. leżał na jezdni jeszcze przed potrąceniem.
Przyznaję się do nieudzielenia pomocy pokrzywdzonemu, ponieważ uważałem, że nie żyje. Emocje mnie przerosły i przytłoczyły. Chciałbym poddać się dobrowolnie karze - mówił Krzysztof Z. przed sądem - podaje "Fakt".
Za nieudzielenie pomocy Patrycjuszowi N. czeka go 11 miesięcy więzienia. Oprócz tego ma zapłacić rodzinie ofiary 11 tys. zł.
Czytaj także: Szukają ciała Karoliny Wróbel. W akcji 150 osób
Wyrok nie jest prawomocny. Krzysztofa Z. czeka jeszcze rozprawa za to, że uciekał przed policją.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.